13 reason why - pierwszy sezon = lepszy od książki?
W ostatnim czasie głośno o serialu ,,13 powodów" z racji wypuszczonego niedawno na ekrany trzeciego sezonu (którego recenzja pojawi się tutaj niebawem ) . Po obejrzeniu go musiałam się nim podzielić z przyjaciółką, no, ale jak zacząć opowiadać historię, bez początku? Wróciłam więc myślami do pierwszego sezonu, zaczęłam opowiadać i...natchnęło mnie żeby to spisać. I tak o to jesteśmy tutaj.
Do pierwszego sezonu przykładałam się kilka razy. Włączałam pierwszy odcinek, siadałam...po czym mijało maksymalnie dwadzieścia minut i znajdowałam sobie inne zajęcie. Kilka razy próbowałam obejrzeć go przy okazji sprzątania, kiedy nie musiałam skupiać na nim całej swojej uwagi, ale i to nie pomagało. Chciałam dać szansę temu serialowi, wiedziałam, że pierwsze odcinki często bywają nudne, ale potem akcja się rozkręca. Ponadto byłam już po lekturze książki Jay'a Ashera o tym samym tytule. Jednak około pięćdziesięciominutowy odcinek mnie przerastał.
Tak naprawdę zaczęłam oglądać ,,13 powodów'', kiedy pojawił się drugi sezon. Znając książkę i zakończenie, zastanawiałam się w jaki sposób twórcy chcą pociągnąć to dalej. W dodatku koleżanka zaprosiła mnie do siebie, przyszykowała napoje, popcorn i odpaliła odcinek, by obejrzeć go ze mną. Nie mogłam już uciec. Przeżyłam.
Czytałam wiele opinii o tym, że serial jest lepszy od książki. Ja jestem jedną z tych osób, które myślą zupełnie odwrotnie. Potrafię sobie jednak wyobrazić rozczarowanie osób, które zaczęły od filmowej wersji, a potem przeniosły się na karty opowiadania. Jest ona bowiem napisana w zupełnie innym zamyśle niż tą historię ukazał serial. Na ekranie widzimy na przykład jak na kasetę reagują osoby, których dotyczył los Hannah. Czy czują się winne? Jak radzą sobie z obciążeniem wagi ludzkiego życia? Pokazuje też ich uczucia, myśli, rozterki; wina nie jest czysto oczywista (tu akurat plus, bo w książce tego nie ma; sami możemy tylko dopowiedzieć sobie historię). Zostają nam głównie przedstawione emocje Hannah (którą słyszymy z kasety) i Claya, który jest narratorem.
Do pierwszego sezonu przykładałam się kilka razy. Włączałam pierwszy odcinek, siadałam...po czym mijało maksymalnie dwadzieścia minut i znajdowałam sobie inne zajęcie. Kilka razy próbowałam obejrzeć go przy okazji sprzątania, kiedy nie musiałam skupiać na nim całej swojej uwagi, ale i to nie pomagało. Chciałam dać szansę temu serialowi, wiedziałam, że pierwsze odcinki często bywają nudne, ale potem akcja się rozkręca. Ponadto byłam już po lekturze książki Jay'a Ashera o tym samym tytule. Jednak około pięćdziesięciominutowy odcinek mnie przerastał.
Tak naprawdę zaczęłam oglądać ,,13 powodów'', kiedy pojawił się drugi sezon. Znając książkę i zakończenie, zastanawiałam się w jaki sposób twórcy chcą pociągnąć to dalej. W dodatku koleżanka zaprosiła mnie do siebie, przyszykowała napoje, popcorn i odpaliła odcinek, by obejrzeć go ze mną. Nie mogłam już uciec. Przeżyłam.
Czytałam wiele opinii o tym, że serial jest lepszy od książki. Ja jestem jedną z tych osób, które myślą zupełnie odwrotnie. Potrafię sobie jednak wyobrazić rozczarowanie osób, które zaczęły od filmowej wersji, a potem przeniosły się na karty opowiadania. Jest ona bowiem napisana w zupełnie innym zamyśle niż tą historię ukazał serial. Na ekranie widzimy na przykład jak na kasetę reagują osoby, których dotyczył los Hannah. Czy czują się winne? Jak radzą sobie z obciążeniem wagi ludzkiego życia? Pokazuje też ich uczucia, myśli, rozterki; wina nie jest czysto oczywista (tu akurat plus, bo w książce tego nie ma; sami możemy tylko dopowiedzieć sobie historię). Zostają nam głównie przedstawione emocje Hannah (którą słyszymy z kasety) i Claya, który jest narratorem.
Książka trzyma w napięciu i daje odpowiedź na pytanie; Czy ktoś śledzi Claya i dlaczego?, dopiero pod koniec. Tymczasem w serialu ta zagadka rozwiązuje się już w pierwszym odcinku.
W dodatku mam wrażenie, że serial zatracił coś bardzo ważnego. Czytając monologi Hannah między słowami można było wyczytać, że główna bohaterka zmaga się z depresją. Każdą, nawet najdrobniejszą rzecz brała do siebie i głęboko przeżywała. W dodatku kolejne z rzeczy przypominają jej o wszystkich poprzednich przykrościach, więc znów na nowo je przeżywa. Czuje się non stop krzywdzona, ale jednocześnie ma poczucie winy, że wciąż przeżywa własne rozterki i nie potrafi być wsparciem dla innych. Stara się, ale świat, a zwłaszcza świat nastolatków nie jest idealny, nie jest zawsze wyrozumiały, więc pojawiają się nowe rzeczy, które wpędzają ją w dobrze znany już stan przygnębienia.
Ale dochodzicie do wniosku, że robicie z igły widły. Że staliście się strasznie małostkowi.
13 reason, Jay Asher, s.140
I może jest to moje subiektywne wrażenie, ale serial zatracił ten głęboki, przewlekły smutek na rzecz ukazywania wzmocnionych ,,ciężkich" scen. Aby uzasadnić decyzję Hannah.
Podobała mi się książka, mimo, że jest smutna. Pokazywała jak wrażliwi są w okresie dorastania nastolatkowie, pokazywała depresję, dawała do myślenia, że nasze czyny mają wpływ na inne osoby. Pokazała, że nigdy nie wiadomo, jak by było, gdybyśmy nie byli obojętni.
Może dokładnie nie powiedziano, podkreślono, że samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Choć może właśnie Clay i niespełnione marzenia jego i Hannah są po części taką ideą? To temat mocno dyskusyjny.
Serial natomiast ma własny charakter. Można go pokochać lub znienawidzić. Mimo, że mi pierwszy sezon nie przypadł do gustu to go nie odradzam. Zarówno z serialu, jak i z książki, jeśli się chce można wyciągnąć cenne przemyślenia.
Dla wszystkich którzy są przed książką i serialem polecam jednak kolejność - 1. Książka, 2. Serial.
Komentarze
Prześlij komentarz